DO YOU BELIVE IN SANTA?

Dzisiaj trochę inaczej. W sumie z założenia od samego początku to nie miał być blog tylko o modzie. Jak powszechnie wiadomo moda jest czymś co mnie najbardziej kręci i podnieca. Czas jednak zacząć od czasu do czasu publikować coś więcej, bo mnie to mierzi i zawraca myśli od dłuższego czasu.

Natchnęło mnie tak właśnie mikołajkowo. Spostrzegłam, że masa ludzka ma zawsze problem ze znalezieniem złotego środka. I albo z okazji Mikołaja niektórzy bawią się w dobrego maharadżę albo nawołują do niewiary w tegoż gościa z białą brodą. Nosz cholera. Nadmierny konsumpcjonizm to zapewne przesada, po co jednak od razu obdzierać ten dzień z magii i obwieszczać, że sorry Mikołaja nie ma.

Ja tam do Mikołaja nigdy nic nie miałam i ta wiara zupełnie mnie nie skrzywdziła, nie spaczyła ani nie sprowadziła na samo dno mordoru. Ot uroczy dzień w powszednim tygodniu. Myślę, że naprawdę nie trzeba tu koniecznie wydawać fortuny, bo i owszem jest to konsumpcyjne święto i wielu ponosi. Własne wypieki czy coś zrobionego od serca zawsze są miłym ludzkim odruchem na tym szarym świecie. 

Jak sięgam pamięcią dla mnie mikołajki to był magiczny dzień. Ja naprawdę wierzyłam w Świętego Mikołaja i bardzo chciałam by był. Wypatrywałam jego sań sunących po bezmiarze nieba. Nasłuchiwałam odgłosów w kominie. Z wrażenia nie mogłam spać. I zawsze coś za łóżkiem znajdowałam. I prawda jest taka, że cieszyło mnie zupełnie wszystko.Wtedy Mikołaj lubił przynosić kasety. Pamiętam jak dziś soundtrack z Króla Lwa albo Backreets Boys. I oczywiście książki. Bo wówczas w książkach siedziałam całymi dniami. Po jakimś czasie okazało się, że to była moja siostra. Była najlepszym Mikołajem ever.

Stąd myślę, że warto czasem dopuścić w swojej głowie tego marzącego dzieciaka, wyczekującego spełnienia swoich pragnień. Z odrobiną humoru i dystansu.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *