LUBIĘ, GDY WODZISZ MNIE NA POKUSZENIE

Pod te WalęTynki. Bierzcie i czytajcie. Nie krępujcie się.

Lubię spotkać cię w sklepie. Między półkami wyłapać kątem oka. Niewinnie flirtować spojrzeniem. Ty patrzysz na mnie, ja zerkam ukradkiem na ciebie. Niby przypadkiem przechodzę obok. Mimowolnie cię dotykam, muskam opuszkami palców.

Lubię, gdy wodzisz mnie na pokuszenie.

Igrasz z moją silną wolą. Wystawiasz na próbę moje sumienie. Podążam dalej, niewzruszona. Nie oglądam się za siebie i czapkę bardziej opuszczam na oczy. Jestem przy kasie, ty też tam jesteś. Nie mogę opierać się dłużej.

Lubię, gdy wodzisz mnie na pokuszenie.

Przepadłam. Zabieram cię, do moich kilku metrów kwadratowych, okraszonych finezyjnym nieładem. Tulę cię do siebie, głaszczę czule, chowam do szafy. Ot taka perwersja. Daleka od 365 dni, marnujących papier i taśmę filmową. Tu jest głębia, w rzeczy samej. Głębia w czystej postaci. Bo tę szafę omijam łukiem refleksyjnym. Znęcam się nad sobą i nad tobą, uchylając od czasu do czasu drzwiczki i patrząc się na ciebie przymilnie.

Lubię, gdy wodzisz mnie na pokuszenie.

Idę do kuchni by oderwać me myśli od ciebie. Stawiam przerdzewiałą kawiarkę na palniku, upinam włosy w luźny kok. Wpinam w uszy ciężkie, złote klipsy. Zapach świeżej kawy z cynamonem wznieca me pożądanie. Zaczynam celebrację. Wyciągam cię z szafy, szybko i bezładnie. Zrywam twe kolorowe okrycie. Wciąż walczę ze sobą, jednak w końcu ulegam. Ukazujesz mi się w pełnej krasie. Taki idealny, gładki, delikatny.

Następnie stopniowo, warstwa, po warstwie. Rozkosznie delektuję się wrażeniami. Bawię się doznaniami. Odkrywam twe wnętrze. Smak wanilii ogłusza moje zmysły.

Czar prysł.

Lubię, gdy wodzisz mnie na pokuszenie.

Wiem, że nie mogę cię więcej. Wszak to była tylko chwila. Okamgnienie. Przełknięcie śliny.

Jeszcze raz.
Z miłością…


A jakie wrażenia na tobie wywiera pudełko z ptasim mleczkiem? Idąc za slangiem marki, od której ścianki zaczynasz?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *