Showing 2 Result(s)

LINGERIE DRESS & FLUFFY HAIRBAND

{

Pierwszoplanową bohaterką jest tu zdecydowanie opaska do włosów. Ozdobiona delikatnymi piórkami, spokojnie może uchodzić za koronę. Mogłam się w niej poczuć jak Cesarzowa Novaczenko. Aktualnie w sieciówkach możece znaleźć bogactwo szerokich, bogato zdobionych opasek. Ta pochodzi z Mango, kupiłam ją kilka lat temu i schowałam na dnie szafy. Mimo swego całego uroku, wydawała mi się, zbyt mocno przykuwającym uwagę dodatkiem. Dobrze się w niej czułam tylko w domowych pieleszach. Teraz nadeszło jej pięć minut w przestrzeni miejskiej. Plusy? Rewelacyjnie dodaje objętości, moim zbytnio ulegającym prawu grawitacji włosom.

Sukienka w stylu bieliźnianym, dobra na lato, jednak jak widać, w stylizacji wieczorowej też się sprawdza. Marynarka z lumpeksu, zdobycz za klka groszy w przyzwoitym stanie. Cekinowyh rzeczy nigdy nie wyrzucam ani nie oddaję. Zbieram te „sreberka” skrupulatnie.

W uszach duże srebrne koła.

Na stopach sandały na szpilce. 

Całość hot. Tyle w temacie.

}

{vintage jacket & earrings, Zara dress & shoes, Mango hairband}

{photo by Kamil Litwin}

USTA | USTA

{

Historia o pontonie.

Ostatnio co wchodzę na facebooka to pierwsze co mi się pojawia na ścianie to zakupy online. Jakaś dziwna sprawa. Nie wiem czemu algorytmy fejsa wrzucają mi to na pierwszy plan. No spoko. Postanowiłam zobaczyć „o co cho”. Jedyne co zapamiętałam z tych spektakularnych zakupów to panie prowadzące. Wodzirejki – wizjonerki, których głos przechodzi przez coś, co z ustami miało kiedyś coś wspólnego. Prawdopodobnie.

I tak zrodziła się myśl ma nieposłuszna.

Co się dzieje w przyrodzie? Wiem, że różne trendy przychodzą i odchodzą. Solarium było na przykład. Byli tacy co z umiarem z niego korzystali, byli tacy co lubili swoją skórę przypalać permanentnie i regularnie, do koloru gorzkiej czekolady. Aktualnie obserwuję wysyp pontonowych ust, wachlarzy nad okiem i sztucznych paznokci. Tak się zastanawiam nad doznaniami z posiadania takiego przybytku. Ostatnio  ugryzło mnie coś w usta,  czułam się conajmniej dziwnie, z doczepem w postaci opuchlizny. Jednak zakładam, że owa pulchna parówa nad wargą może być jakimś fetyszem, uwydatniona blaskiem brokatowego błyszczyka w kolorze nude. A jeszcze lepiej ostry pink. 

No, ale jakoś nastolatki z tymże czymś jakoś mnie nie przekonują. To wzbudza we mnie jakąś kontrowersję, taka trochę parada pontono klonów. Z jednej strony naturalność ma w mediach delikatny come back, z drugiej perfekcyjne Instagramerki, zrobione tak by urzekać. Instagram – Biblia niekończącej się szczęślwości. Zdecydowana większość dorosłych ludzi, jest tego świadoma i zagląda do tej wirtualnej księgi z przymrużeniem oka. Wracając z pracy scrollują insta w ramach relaksu i codziennego odmóżdżenia. Młode dziewczyny zazwyczaj szukają akceptacji i przynależności, a brak świadomości własnego ciała często zapędza je w efekt kopiuj – wklej. 

Nie, nie jestem przeciwna zabiegom medycyny estetycznej. Wiadomo, każdy chce wyglądać lepiej od oryginału. Zabieg dopasowany do urody i wykonany profesjonalnie, tak by podkreślał urodę a nie dodawał śmieszności jest ok. Tu się pojawia drugi problem. Mamy masę samozwańczych kosmetyczek i masę kobiet, które mają mocno podlegające dyskusji przeświadczenie o swoim poczuciu estetyki. Nikt im też nie powie „stara, przesadziłaś”.  Całość zaszpachlowana makeupem podpatrzonym na jutubie. Nie dokonując wcześniej żadnej autokrytyki lub chociaż konsultacji. I potem człowiek wbija na zakupy online i nie wie na czym się skupić. Na ciuchach czy na potężnej wardze.

Ja nieustannie jestem fanką pielęgnacji, naturalności i eksponowania swoich mocnych stron. Póki co, a młodością nie grzeszę.

Hm. 

Lubię pełne usta. Lubię też swoje usta. Zwyczajne, ale całuśne usta

}